niedziela, 20 października 2013

Recenzja - Richard II

Ciemna, pusta scena. Na niej katafalk z pojedynczą trumną. Na trumnie półleży postać kobieca w żałobnych szatach, chór sopranów śpiewa Lacrimosę, po chwili słychać donośny głos trąbek. Przybył król i jego świta.
Tak wygląda sam początek nowego przedstawienia Royal Shakespeare Company - Richard II. W tytułowej roli - David Tennant, w długich włosach i bogatych szatach odmieniony niemal nie do poznania. W pozostałych rolach sama śmietanka szekspirowskich aktorów: Jane Lapotaire, Michael Pennington, Oliver Ford Davies.

David Tennant - źródło

Poniżej szczegółowa recenzja (uwaga spojlery!):



Wielką zaletą tej sztuki są kontrasty. Niemal ascetyczna scenografia - tylko kilka przedmiotów na scenie: tron, katafalk i balkon pojawiający się gdy zachodzi potrzeba. A z drugiej strony przepych kostiumów - wspaniałe szaty Ryszarda jako króla, zbroje jego świty, piękne suknie królowej i jej dwórek

David Tennant i Emma Hamilton - źródło

Na uwagę zasługuje tło sceny, ogromny ekran na którym pojawia się to wnętrze pałacu, to księżyc w pełni, to suche gałęzie poruszane wiatrem, w zależności od tego gdzie rozgrywa się akcja.

Muzyka jest integralną częścią wydarzeń, partie głosowe śpiewane są na żywo przez trzy sopranistki stojące na widowni (balkon). Na balkonie po drugiej stronie sceny znajdują się trębacze. Dźwięk niesie się czysto po całym teatrze, potęgując wrażenie uczestniczenia w czymś niezwykłym. Cała ścieżka dźwiękowa jest już dostępna do kupienia w teatrze i na itunes oraz do posłuchania na Spotify 

Ale prawdziwą siłą spektaklu są aktorzy. Narcystyczno-ironiczny David Tennant jako Król Ryszard, czasem agresywny, czasem żałośnie mały, nie stroniący od przemocy i od manipulowania swoimi zwolennikami. Przy nim Oliver Ford Davies jako Książe Yorku - jedna z najlepszych ról tego aktora, a zarazem chyba jedyna postać w całej sztuce wzbudzająca tak dużą sympatię widowni, zabawny i sympatyczny a jednocześnie zagubiony w swojej rozdwojonej lojalności

Oliver Ford Davies i David Tennant - źródło

Błyszczy Jane Lapotaire wracająca triumfalnie do RSC po ciężkiej chorobie w małej ale przejmującej roli księżnej Gloucester. Jej żałosny lament nad trumną męża, zawodzenie "moje życie, mój Gloucester!" jest jednym z momentów absolutnej ciszy na widowni.

Jane Lapotaire - źródło

Do tego młodzi aktorzy nie ustępujący niczym pola starej gwardii. Olivier Rix jako Aumerle i Emma Hamilton w roli cichej lecz dzielnej królowej.

Większość widowni miała przed oczami niedawną ekranizację Ryszarda II dla BBC, w cyklu Hollow Crown, z nagrodzoną BAFTĄ rolą Bena Whishawa. Wszyscy zastanawiali się jak bardzo odmienna będzie ta nowa adaptacja. Odpowiedzieć mogę krótko. Całkowicie.

David Tennant jest zupełnie innym Ryszardem niż Ben. Nie ma w nim miękkości i łagodności swego poprzednika. Jest dumny i wyniosły, przekonany o swej boskości, a co za tym idzie odgórnie nadanym prawu do bycia królem. Gardzi Bolingbrokiem, rządzi królową, nie słucha rad. Jedyne cieplejsze uczucia zdaje się żywić do młodego Aumerle, swego kuzyna. Scena na parapecie zamku pomiędzy tą dwójką to kolejny moment absolutnej ciszy wśród widowni. Aumerle rozpacza, Ryszard próbuje go pocieszyć, gładzi go po włosach, po twarzy, powoli, powoli pochylają się ku sobie i całują. Długo i mocno a zarazem delikatnie. Tym bardziej dramatyczna wydaje się jedyna znacząca zmiana w adaptacji wobec oryginału. Greg Doran to właśnie zakapturzonego Aumerle czyni zabójcą Ryszarda, w chwili śmierci pokazując byłemu królowi, że naprawdę został całkowicie sam.

Dla mnie jednak najlepszą sceną w całej sztuce była scena przekazania korony. Jak to podsumował jeden z krytyków w BBC radio (tłumaczenie dowolne): "moment ten był grany przez największych aktorów. W ich ustach te słowa brzmiały gniewnie, łzawo, desperacko, brzmiały łagodnie i były szeptane. I trzeba było dopiero Davida Tennanta żeby zagrał 'here cousin' tak jakby wołał psa."


Ta jedna scena najbardziej pokazuje różnicę między adwersarzami. Ryszard to inteligencja, Bolingbroke siła. Nie umie poradzić sobie ze swoim krnąbnym kuzynem, boi się utraty autorytetu wśród popleczników, jedyne rozwiązanie widzi w całkowitym upokorzeniu swojego przeciwnika.

Dobrze wiem, że moja recenzja jest bardzo chaotyczna. Jednorazowe obejrzenie takiego spektaklu to zdecydowanie za mało by móc docenić wszystkie niuanse, ponadto nadal jestem pod wrażeniem samego teatru i całej inscenizacji (i faktu, że siedziałam na miejscu należącym do Judi Dench). Może jak emocje opadną i zgodnie z zapowiedzią sztuka pojawi się wydana na DVD będę mogła napisać bardziej składne podsumowanie.

Spektakl póki co jest grany w Stratford-upon-Avon, w teatrze Royal Shakespeare Company, ale już 9 grudnia będzie miał swoje pierwsze przedstawienie w Barbican Theatre w Londynie gdzie będzie grany do 25 stycznia 2014r.